WIZYTACJA W PARAFII ŚW. PIOTRA DAMIANIEGO 21-V-2017
FRANCISZEK
Spotkanie z dziećmi
Pytania:
Co my, dzieci, możemy zrobić, aby uratować świat?
Jak to zrobił (papież) że zrozumiał swoje powołanie kapłańskie?
Co możemy zrobić, aby lepiej naśladować Jezusa?
Papieżu Franciszku, chciałem cię zapytać, jakie sporty uprawiałeś w moim wieku – ja mam 11 lat. Chciałbym również wiedzieć, czy grałeś w piłkę nożną i na jakiej pozycji grałeś.
Papież Franciszek: To dobre pytanie!… Wy zadaliście tamto: „Co możemy zrobić, aby uratować, pomóc…”. Powiedziałyście ” uratować świat”. Ale świat jest duży! Dziecko – pomyślcie, dobrze się zastanówcie przed udzieleniem odpowiedzi – chłopiec, dziecko, dziewczynka, dziecko, mogą pomóc w ratowaniu świata?… Czy mogą, czy nie mogą?
Dzieci: Nie mogą …
Papież Franciszek: Czy nie mogą nic zrobić?… Nie liczycie się wcale?… Czy mogą, czy nie mogą?
Dzieci: Mogą!
Papież Franciszek: Oto! Trochę głośniej, nie słyszę…
Dzieci: [Krzyk] Mogą!
Papież Franciszek: I chciałbym was usłyszeć, które z was jest najlepsza lub najlepszy w odpowiedzi na to pytanie, dobrze się zastanówcie: jak ja mogę pomóc Jezusowi uratować świat? Jak ja mogę pomóc Jezusowi uratować świat? Podnieście rękę, ci którzy chcą odpowiedzieć… Niech podniesie rękę, kto chce odpowiedzieć. [Ktoś mówi: „Z modlitwą”] Czy dzięki modlitwie możemy pomóc Jezusowi uratować świat? Czy możemy, czy nie możemy?
Dzieci: Możemy!
Papież Franciszek: Ale co się dzieje? Czy wszyscy śpicie
Dzieci: Nie!
Papież Franciszek: Ach, to słońce, to słońce… Słońce sprawia, że usypia… Z modlitwą. Bardzo dobrze. Inną rzeczą. Ty…
Dziecko: Szanując ludzi.
Papież Franciszek: Szanując ludzi. I czy należy szanować ludzi?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: Ojciec, matka, dziadek, babcia: Czy należy ich szanować?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: A ludzie, których nie znam, mieszkający w sąsiedztwie, powinni być szanowani?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: A ludzie, którzy mieszkają na ulicy, bezdomni, powinni być szanowani?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: Tak, wszyscy, wszyscy ludzie powinni być szanowani.. Czy powiemy to razem?
Papież i dzieci: Wszyscy, wszyscy ludzie powinni być szanowani!
Papież Franciszek: A ten, który mnie nie kocha, czy muszę go szanować?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: Na pewno?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: Ale czy nie byłoby lepiej go spoliczkować?
Dzieci: Nie!
Papież Franciszek: Naprawdę?
Dzieci: Tak.
Papież Franciszek: Oto: nawet ten, który mnie nie kocha, musi być szanowany.
Papież i dzieci: Nawet ten, który mnie nie kocha, musi być szanowany.
Papież Franciszek: A ten co mi źle uczynił kiedyś, dobrze o tym pomyślcie: Co mam zrobić? Jeśli ktoś mnie zranił, czy mogę go zranić?
Dzieci: Nie!
Papież Franciszek: Nie. To nie miłe. Czy mogę zadzwonić do mafii, aby coś zrobiła?
Dzieci: Nie…
Papież Franciszek: Nie jesteście przekonane… Czy można to zrobić?
Dzieci: Nie!
Papież Franciszek: Czy można robić układy z mafią?
Dzieci: Nie!
Papież Franciszek: Nie! Należy szanować nawet tych, którzy nas krzywdzą. Odpowiedziałyście dobrze. Widzicie z iloma rzeczami możemy pomóc Jezusowi uratować świat. I to jest piękne, jest bardzo piękne! A jeśli odrobiłem pracę domową, a mama pozwala mi wyjść i grać ze znajomymi lub przyjaciółmi, lub zagrać w mecz, czy jest to fajne?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: Czy zabawa – pomyślcie dobrze – zabawa, dobra zabawa, pomaga Jezusowi uratować świat?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: Nie jesteś przekonane…
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: Tak! Bo radość pomaga Jezusowi uratować świat. Powiedzmy to wszyscy razem.
Papież i dzieci: Radość pomaga Jezusowi uratować świat.
Papież Franciszek: Radość to bardzo piękna rzecz, bardzo piękna. Wy dziś jesteście radosne?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: Tak? Jesteście radosne?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: I to jest bardzo piękne. I myślę, że w ten sposób odpowiedziałem na pytanie: „co możemy zrobić, aby pomóc Jezusowi uratować świat”. I wy myślcie o tym, później, zawsze.
Poza tym, grałem w piłkę nożną, kiedy byłem w twoim wieku. Wiesz, nie byłem dobry w piłkę nożną, a u nas tych którzy nie są dobrzy w piłkę nożną nazywa się „pata dura” (twarda noga). Wiesz, o co mi chodzi? Byłem “pata dura” i dlatego byłem bramkarzem, żeby się nie ruszać: to była moja rola… To nie jest złe słowo, to, można powiedzieć, pata dura, to nie jest złe słowo.
I jeszcze jedno pytanie: jak ja zrobiłem, aby zrozumieć powołanie. Każdy z nas ma pewne miejsce w życiu. Jezus chce, aby ktoś się ożenił, aby założył rodzinę, chce, aby ktoś inny został księdzem, inny zakonnicą… Ale każdy z nas ma swoją drogę życiową. A dla większości jest aby byli tacy jak wy, jak wszyscy, jak wasi rodzice: wierni świeccy, którzy tworzą piękną rodzinę, którzy sprawiają, że ich dzieci rosną, że ich wiara rośnie… A ja byłem w takiej rodzinie: było nas pięciu braci, byliśmy szczęśliwi. Tata pracował, przychodził z pracy… – wtedy była praca – a my się bawiliśmy… Raz – rozśmieszę was, ale nie róbcie tego, co wam powiem! – zrobiliśmy konkurs aby pobawić się w spadochroniarzy, i zabraliśmy parasol i szliśmy na taras, a jeden z moich braci skoczył jako pierwszy, w dół, z tarasu. Ledwo co uratował sobie życie! To są niebezpieczne gry. Ale byliśmy szczęśliwi. Dlaczego byliśmy szczęśliwi? Bo mamusia i tatuś pomagali nam iść do przodu, przez szkołę i też się o nas troszczyli. To jest bardzo piękne, jest bardzo piękne… Słuchajcie dobrze: to jest bardzo piękne w życiu być żonatym, to jest bardzo miłe. Bardzo miło jest mieć rodzinę, ojca i matkę, mieć dziadków, wujków… Zrozumiałyście to? To bardzo piękne, to jest łaska. I każdy z was ma rodziców, ma dziadków, ma wujków, ma rodzinę. Dlaczego nie pozdrowić ich teraz? Brawa dla nich wszystkich, dla nich wszystkich… [oklaski] Wasi rodzice poświęcają się dla was, abyście mogli wzrastać, i to jest piękna rzecz, to jest piękne powołanie: stworzyć rodzinę.
Ale jest też inne powołanie: bycie zakonnicą, bycie księdzem. I pewnego dnia poczułem – ale nagle – miałem 16 lat i poczułem, że Pan chce, abym został księdzem. Oto jestem! Jestem księdzem. To jest odpowiedź. Odczuwa się w swoim sercu: kiedy chłopiec odczuwa w swoim sercu sympatię, a potem ta sympatia trwa, a on odczuwa miłość do dziewczyny, a potem się zaręczają, a potem się żenią, tak też się odczuwa to w swoim sercu, kiedy Pan mówi do ciebie: „Ty musisz iść dalej drogą, aby zostać księdzem”. I tak właśnie poczułem ja. Tak jak się odczuwa dobre rzeczy w życiu. Bo to piękna rzecz! Rozumiecie?
No, zmęczyłyście się, słońce mocno świeci…
Dzieci: Nie!
Papież Franciszek: Teraz jest trochę wiaterku, ale…
Nie pamiętam: ten, który mnie nie kocha, czy mam go spoliczkować?
Dzieci: Nie!
Papież Franciszek: Ach! Zapomniałem. A czy mam się modlić za ludzi, którzy mnie nienawidzą?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: Tak, tak, modlić się za tych, którzy mnie nie kochają, za nich… Muszę się modlić. I czy muszę być posłuszny mamie i tacie?
Dzieci: Tak!
Papież Franciszek: Ja, czy bliźni?
Dzieci: Wszyscy!
Papież Franciszek: Ach, wszyscy! Wszyscy mówią „ja”.
Dzieci: Ja!
Papież Franciszek: Muszę być posłuszny tatusiowi i mamusi: wszyscy!
Dzieci: Muszę być posłuszny tatusiowi i mamusi.
Papież Franciszek: To jest bardzo ważne, ponieważ oni poświęcają się dla nas. Czy rozumiecie?
Dzieci: Tak.
Papież Franciszek: Bardzo dobrze. I co teraz zrobimy? Pomódlmy się. W pierwszym pytaniu rozmawialiśmy o modlitwie. Teraz módlmy się za siebie nawzajem. Weźcie się wszyscy za ręce. Jako bracia, jako przyjaciele. Trzymajcie się za ręce, wszyscy. I módlmy się do Matki Bożej, która jest naszą Matką: Zdrowaś Maryjo…
A teraz udzielę wam wszystkim błogosławieństwa. W ciszy, każdy z was pomyśli o swoich rodzicach, krewnych, przyjaciołach, pomyślcie także o swoich wrogach, o ludziach, którzy was nienawidzą lub was nie kochają. I niech to błogosławieństwo zstąpi na nich, na wszystkich.
[Błogosławieństwo]
Dziękuję!
Spotkanie ze wspólnotami Drogi Neokatechumenalnej.
Proboszcz: Ojcze Święty, witaj wśród nas. Krótka prezentacja. To spotkanie, które tak pokrótce przeprowadzamy, dotyczy rzeczywistości Drogi Neokatechumenalnej, która narodziła się tutaj, w tej parafii, około 30 lat temu. Odbyło się kilka ewangelizacji: jest pięć wspólnot plus dwie wspólnoty na misjach, które Jego poprzednik Benedykt XVI wysłał osiem lat temu, i wysłał je tutaj, na te peryferie Rzymu, aby ewangelizowały ludzi z daleka. Są dwie wspólnoty: jedna pochodzi z Piazza Bologna, dlatego pokonują 50 km, aby tu przyjechać, w każdą środę i sobotę; a druga z San Leonardo Murialdo: oni to w każdy wtorek idą do domów, aby odwiedzić rodziny, pomodlić się z nimi, powiedzieć słowo, wysłuchać i to przyniosło wiele owoców. W tej naszej parafii nie uczęszcza zbyt wielu ludzi: teraz, dzisiaj, widzi wielu ludzi; ale to, co widzi dzisiaj, myślę, że jest owocem tego wszystkiego, co zostało zrobione w tych latach, przez moich poprzedników, a także przez te rzeczywistości naszej parafii. Naprawdę jestem wdzięczny Panu – ja też pochodzę z Redemptoris Mater, tam ukończyłem seminarium, wcześniej byłem wędrownym, a teraz od 12 lat jestem w tej parafii jako proboszcz. Jestem zadowolony. Przeżyłem wiele trudności, ale i wiele radości. Muszę powiedzieć, że ci bracia dali świadectwo – nie tylko oni, ale także inni – wiary, oddali swoje życie i umocnili moje powołanie. Kiedy byłem w kryzysie, w tych latach, to oni – jestem wzruszony – wspierali mnie, ponieważ uważam, że nie powinno mnie tu być. Dziękuję więc Bogu, jestem wdzięczny, że mogę być prezbiterem, że mogę służyć Kościołowi Rzymskiemu. I posłuszeństwo Tobie, jako Następcy Piotra, przede wszystkim.
Papież Franciszek: Jeden z was powiedział mi, że jeśli Droga jest w tej parafii, to dzięki tej osobie [proboszczowi]. Ale jest jedna piękna rzecz: on nie powiedział: „jeśli Droga czy ta parafia jest silna, jeśli mamy tyle dzieci, jeśli mamy taką wspólnotę i misjonarzy, to dlatego, że mieliśmy księży misjonarzy, nie”. [On powiedział że] Byliście to wy, misjonarze. Ponieważ łaska misji pochodzi z chrztu: to chrzest daje nam siłę do misji, a świeccy, którzy są ochrzczonymi, są tymi, którzy muszą być misjonarzami. Potem my, księża, siostry zakonne, biskupi, wszyscy. Ale świeccy muszą iść naprzód. To jest to, co powiedział proboszcz: fakt odwiedzania rodzin, słuchania ich… To nie jest w Prawie Kanonicznym, ale jest bardzo ważne: „Apostolat ucha”. Słuchanie. „Ależ, Ojcze, tracimy tyle czasu…”. Nie, zyskuje się go! Słuchacie, a potem, w pewnym momencie, powiecie słowo i to słowo wykiełkuje, będzie ziarnem, pójdzie dalej. Ale [najpierw trzeba] słuchać. Dziś ludzie muszą być wysłuchani. Wszyscy mówią, mówimy o wszystkim… Ale pomyślmy… Opowiem wam osobiste doświadczenie – mogę też dać osobiste świadectwo: lubicie świadectwa, prawda? Ile razy słyszałem ludzi, którzy przychodzili do mnie prosić o radę, a ja milczałem, pozwalałem im mówić, mówić, mówić… i wtedy oni mówili: „Tak, to prawda: [Ojciec] ma rację.” Ja nie odezwałem się! Ale to Duch Święty którego mieli wewnątrz przemówił i znaleźli drogę. Ale potrzebowali ucha, a wy wszyscy macie takie doświadczenie. A jeśli ktoś zaczyna mówić, nie mówcie: „Nie, ale to…”. Nie wyjaśniaj niczego, dopóki Duch nie powie do ciebie: „Mów”. Przypomnijcie sobie apostoła Filipa: chrzcił, ewangelizował, a Duch Święty mówi do niego: „Idź tą drogą…”. I znalazł tam rydwan, w którym siedział pewien pan, minister gospodarki królowej Etiopii. Ale on był Żydem i czytał proroka Izajasza. Filip zaś nie powiedział ani słowa, tylko stanął przy rydwanie, który patrzył na niego, a Filip zapytał go: „Powiedz mi, czy ty to rozumiesz?”. „A jak mam to zrozumieć, jeśli nikt mi tego nie wyjaśni?”. To on zapytał. Filip milczał. Wsadził go do rydwanu, a tamten wyjaśnił mu… A on, gdy znaleźli wodę na pustyni…: „Dlaczego nie mogę być ochrzczony?”. Słuchanie. Najpierw słuchali, a potem powiedzieli słowo. Ale jeśli pójdziesz do domu i zapukasz do drzwi, a oni otworzą drzwi i powiesz: „Przychodzę ogłosić ci ewangelię, zbawienie Chrystusa”, odwrócą cię i zepsujesz pracę Ducha Świętego. Słuchanie. Potem, gdy słuchasz, modlitwa: „Panie, daj mi właściwe słowo”. To w wizytach rodzinnych robi tak wiele dobrego: rzucanie właściwego słowa. Ale po wyrzuceniu z siebie, po tym jak się dobrze wytłumaczyli. A potem idźcie dalej, we wspólnocie, podejdźcie do ludzi, żeby czuli się dobrze… Tak się robi misję. Jezus, jednym z najpiękniejszych obrazów, którego używa w odniesieniu do misji, jest obraz siewcy: siać. On sieje ziarno Słowa… A we fragmencie Ewangelii mówi: „Potem siewca zasypia i nie wie, co się dzieje, lecz to Pan sprawia, że wzrasta”. Zawsze współpracuj z Panem, zawsze. Proszę, nie bądźcie prozelitami, ale ewangelizatorami. Źle jest wchodzić do rodziny, aby zrobić dodatkowego wspólnika w tej kościelnej firmie: to nie jest to. Prozelityzm nie działa. Papież Benedykt powiedział zdanie, którego nie możemy zapomnieć: „Kościół nie wzrasta przez prozelityzm, ale przez przyciąganie”, to znaczy przez świadectwo, przez służbę. Bądźcie sługami wszystkich i tak jest pięknie.
Potem są momenty kryzysowe – proboszcz mówił o swoich, które sam przeżył. Ale chciałbym was zapytać – nie zrobię tego! – kto z was nie miał kryzysu, niech podniesie rękę. Wszyscy je mieliśmy. My wszyscy. A Pan zawsze stawia kogoś przy nas, aby nam pomóc. A kiedy jesteś w kryzysie, pozwól nam sobie pomóc. Poproś o pomoc. Nie zamykaj się w sobie, poproś o pomoc. Proście o jałmużnę łaski, a ona zawsze przychodzi przez brata, siostrę. Zawsze. Bo Ewangelia jest właśnie taka. Aniołowie nie głoszą kazań: aniołowie chwalą Boga i czuwają nad nami, ale kogo zadaniem jest głoszenie? Nas. Nas wszystkich. I to jest właśnie Droga.
Dziękuję wam za to, co robicie. Jesteście odważni. A także te klejnoty, które są tutaj, wasze dzieci, są także obietnicą dla przyszłości Kościoła. Wychowujcie je na dobrych chrześcijan. A mnie podoba mi się jak śpiewacie. Zanim udzielę wam błogosławieństwa, moglibyście zaśpiewać pieśń do Matki Bożej… Kiedy wszedłem, śpiewaliście jedną… Jeśli znacie jeszcze inną…
[pieśń]
Dziękuję. Udzielę teraz błogosławieństwa
[Błogosławieństwo]
Proszę, módlcie się za mnie: nie zapomnijcie!
Spotkanie z ubogimi
Proboszcz: Ojcze Święty, chciałem trochę wyjaśnić, jak zrodziła się ta inicjatywa. Zrodziła się ona jako owoc konferencji diecezjalnej, której temat brzmiał: „Eucharystia i świadectwo miłości”. Po udziale naszych współpracowników w tej konferencji, a następnie po spotkaniu z waszą Świątobliwością, wyszło pragnienie z naszej parafii – z parafian – aby zrobić coś konkretnego. Tutaj nie było nic. Przyjęliśmy waszą Świątobliwość tutaj, gdzie oni otrzymują posiłki. Od roku, co drugą sobotę, co 15 dni, we współpracy z innymi parafiami w naszej prefekturze. My robimy w soboty, inna parafia w niedziele, tak, że możemy mniej więcej pokryć cały tydzień. Oni są – to jest owoc – oni są owocami, naszymi klejnotami, w pewnym sensie – jak Ojciec świety ich nazywa. I jesteśmy z tego naprawdę dumni, ale nie z powodu kto wie czego, ale dlatego, że tak wielu ludzi uczestniczy w tym, nawet jeśli nie przychodzą do parafii. Przynoszą datki, dają mi datki, przynoszą mi żywność… Korzystamy z naszego „banku żywności”… Mamy też 50 rodzin, którym przekazujemy żywność z naszej parafii. Widzi [Ojciec Święty], rzeczywistość jest bardzo zróżnicowana. W ostatnich latach to się pogorszyło: mamy ojców, którzy stracili pracę i muszą utrzymywać swoje rodziny, albo rozwiedzionych, którzy nie mogą utrzymać swoich rodzin… Wielu ludzi przeszło przez nas i każdy z nich zostawił nam błogosławieństwo dla nas wszystkich. I nawet tutaj są ci, którzy współpracują, którzy służą: jest ich około 15 osób. Tutaj mamy kuchnię: tutaj gotujemy. Zrobiłem to nielegalnie, inaczej nie mógłbym tego zrobić, bo co robimy? A biurokracja… chwyt musi się jakoś udać – tak, jest dobrze zrobiony – ale rzuciliśmy się w to, a parafianie mnie w tym wsparli, więci jestem szczęśliwy. I oferujemy to jako prezent dla Ciebie.
Papież Franciszek: Dziękuję. Proboszcz powiedział słowo „klejnoty”: ci, którzy są w potrzebie, ci najbardziej potrzebujący, w parafii, są klejnotami parafii. Wawrzyńca, kiedy to w pierwszych dniach prześladowań władze w drodze negocjacji obiecały mu uratować życie wszystkich chrześcijan i poprosiły – ponieważ był on skarbnikiem, administratorem – o przyniesienie wszystkich skarbów diecezji rzymskiej. W dniu, w którym miał je przynieść, poszedł z wszystkimi ubogimi z miasta. Ubodzy są skarbem Kościoła. Jest to paskudna rzecz, wiele razy cierpimy, jak powiedział proboszcz, kiedy nie ma jedzenia, albo brak pracy, albo rozwód, albo wiele rzeczy… A Kościół musi się troszczyć o ubogich, bo są jego skarbem. Prawdziwy, żywy skarb. To prawda, że Matka Boża jest naszym skarbem, ale Ona jest w niebie, pomaga nam; Jezus w Eucharystii, w tabernakulum; a ubodzy są żywym skarbem Kościoła. A kiedy Kościół, lub jakiś kościół, parafia czy wspólnota zapomina o ubogich, powiedziałbym, że źle sprawuje Eucharystię lub tak naprawdę jej nie sprawuje. Celebruje ją, ale nie rozumie tego skarbu Eucharystii, jeśli nie jest w stanie zrozumieć skarbu ubogich. To prawda, że ubóstwo jest krzyżem, ale Jezus żył nim: był ubogi, żył nim. Był biedny. Prowadził życie ubogiego człowieka i pierwsi chrześcijanie, wielu z nich było ubogich, ale mieli wiarę w Jezusa i podążali za Nim. I tak, skoro ubodzy są skarbem Kościoła, Jezus mówi także: „Uważajcie, bo jest jeszcze inny skarb: bogactwa, zbyt wielkie bogactwa. A te rujnują duszę”. To jest Ewangelia. Nie chodzi o to, żeby złościć się na bogatego człowieka, nie. Jest to modlitwa za niego. Mamy się modlić, że nie może on być uszkodzony, że rzeczy mogą iść dalej. Ale diabeł wchodzi z kieszeni, zawsze: korumpuje… Proboszcz powiedział, że w kuchni zrobił, co mógł, bo biurokracja… Biurokracja… Mówią ci: „Tak, tak, musimy zrobić to, to…”. – „Ale to jest zbyt skomplikowane, czy nie ma innego sposobu?” – „Tak…” [wykonuje gest rękami] biurokracja, zazwyczaj, rozpuszcza się dzięki łapówkom. Ale widzisz? To jest dobra droga, dobra droga… On [proboszcz] zrobił to tak, jak chciał i nie ma żadnych problemów. Ale mówię to po to, żebyś uważał: to prawda, że nie mieć tego, co konieczne, to brzydki krzyż. To prawda. Ale wiedzcie, że ubodzy są skarbem Kościoła, i że Kościół, księża, biskupi, papież muszą troszczyć się o ubogich, o tych, których społeczeństwo odrzuca. Dziś ilu z nich traci pracę! Jak wielu ludzi nie może przynieść chleba do domu! A kiedy mężczyzna, kobieta, która musi przynosić chleb do domu, nie ma pracy, czuje się pozbawiona godności: ponieważ praca daje nam godność. Kościół musi być blisko ubogich… Jezus nie urodził się w pałacu Heroda, ale w żłobie. I to musimy wiedzieć. Musimy też modlić się za bogatych, za tych, którzy mają za dużo, którzy nie wiedzą, co zrobić z pieniędzmi i chcą więcej. Biedni ludzie. Jezus mówi nam w Ewangelii o bogaczu, który miał bankiety i uczty, a w drzwiach miał biedaka i biedak był z psami, tam, i jadł rzeczy, które spadły ze stołu bogacza. Jezus mówi nam o tym. Ale nie wolno nam nienawidzić bogatych, nie: to nie jest chrześcijańskie. Musimy się za nich modlić, aby dobrze korzystali z bogactw, bo bogactwo nie jest ich: jest Boga, który dał im je do zarządzania. A bogaci, ci, którzy nie rozumieją tego przesłania, wkładają je do kieszeni: to jest złe. Ale są ludzie, którzy mają pieniądze i są hojni, pomagają, administrują i prowadzą surowe życie, proste życie, życie pracy. Nie wolno nienawidzić, nie, nie! Módlcie się za tych bogatych ludzi, którzy nie zrozumieli, że ich bogactwo nie jest dla nich, ale jest po to, aby je dawać, aby nim zarządzać. Jeśli oni nie zarządzają nim, diabeł zarządza nim przeciwko nim.
Błogosławię was. Życzę wam, aby Pan był blisko was, aby był blisko waszych cierpień, których jest wiele. Najlepsze, co możesz zrobić, to modlić się o tych, którzy mogą rozwiązać waszą sytuację i z egoizmu lub nieświadomości nie wiedzą, jak to zrobić lub nie chcą tego zrobić.
[Błogosławieństwo]
A wy módlcie się za mnie!
Homilia Ojca Świętego
Słyszeliśmy, jak Jezus opuszcza swoich uczniów podczas Ostatniej Wieczerzy, prosi ich, aby zachowywali przykazania i obiecuje, że pośle im Ducha Świętego: „Ja zaś będę się modlił do Ojca, a On da wam innego Parakleta” – „Paraklet” znaczy „Orędownik” – „innego Orędownika, aby z wami trwał na zawsze: Ducha Prawdy” (J 14, 16-17). A Duch Święty jest w nas – w każdym z nas – i otrzymaliśmy Go w sakramencie chrztu: otrzymaliśmy Go od Jezusa i od Ojca. W innej części [Nowego Testamentu] Apostoł mówi nam, abyśmy strzegli Ducha Świętego, a nawet więcej: „Nie zasmucajcie Ducha Świętego” (por. Ef 4, 30), jako [aby powiedzieć]: „Bądźcie świadomi, że macie w sobie samego Boga, Boga, który ci towarzyszy, który mówi ci, co i jak masz czynić; Tego, który wspomaga cię, abyś nie popełniał błędów, abyś nie uległ pokusie; Orędownika: Tego, który broni cię przed złym”. I ten Duch jest tym, o którym Piotr w drugim czytaniu mówi, że pomoże nam „uwielbiać Chrystusa w naszych sercach” (por. 1 P 3, 15). I jak? Przez modlitwę adoracyjną i pozwolenie na pojawienie się natchnień Ducha Świętego. To On mówi nam: „To jest dobre, to nie jest dobre, to jest zła droga, to jest właściwa droga…”: On prowadzi nas naprzód. A kiedy ludzie proszą nas o wyjaśnienie, dlaczego my, chrześcijanie, jesteśmy tacy, Piotr mówi: „Bądźcie gotowi odpowiedzieć każdemu, kto zapyta, dlaczego tacy jesteście”. (por. 1 P 3, 15). A to, jak to ma być zrobione? Piotr kontynuuje: „Niemniej jednak, niech to będzie czynione z łagodnością i szacunkiem” (w. 15). I tu chcę się zatrzymać.
Język chrześcijan, którzy pielęgnują Ducha Świętego, który został nam dany w darze, tych, którzy wiedzą, że mają Ducha, który im wyjaśnia [prawdę], ten język jest językiem szczególnym. Nie muszą mówić po łacinie: nie, nie. To jest inny język. Jest to język łagodności i szacunku. I to może nam pomóc w zastanowieniu się nad tym, jaka jest nasza postawa jako chrześcijan. Czy jest to postawa łagodności, czy jest to jeden z gniewu? A może jest gorzki? Tak źle jest widzieć tych ludzi, którzy nazywają siebie chrześcijanami, ale są pełni goryczy… Z łagodnością. Język Ducha Świętego jest słodki, a Kościół nazywa Go „słodkim Gościem duszy”, ponieważ jest On słodki i daje nam słodycz. I szacunek. Zawsze szanuje innych. Uczy nas szacunku dla innych. A diabeł, który wie, jak nas osłabić w służbie Bożej, a także jak nas osłabić w tej pieczy nad Duchem Świętym w nas, zrobi wszystko, aby nasz język nie był językiem łagodności i szacunku. Nawet we wspólnotach chrześcijańskich.
Dzisiaj powiedziałem na Anioł Pański [Regina Caeli], i chciałbym to powtórzyć: jak wiele osób przychodzi na przykład do parafii, szukając tego pokoju, tego szacunku, tej słodyczy, a napotyka na wewnętrzne walki wśród wiernych. Zamiast słodyczy i szacunku spotykają się z gadaniną, obmową, rywalizacją, współzawodnictwem, jeden przeciw drugiemu…; napotykają to powietrze nie kadzidła, ale gadaniny… I co wtedy mówią? „Jeśli to są chrześcijanie, to ja wolę pozostać poganinem”. I odchodzi, rozczarowany. Ponieważ nie umieją oni zachować Ducha, a tym „językiem”, w którym pokazuje się siebie z ambicji, z zazdrości, z zawiści, z tak wielu rzeczy, które dzielą nas między sobą, odpychamy ludzi. To my ich odpędzamy. I nie pozwalamy, aby praca, którą wykonuje Duch, polegająca na przyciąganiu ludzi, była kontynuowana. Lubię ciągle do tego wracać, bo mówię wam – mówię wam to z całą jasnością! – że jest to najczęstszy grzech naszych wspólnot chrześcijańskich.
Kiedy okadzałem Matce Bożej, opuściłem nieco wzrok i zobaczyłem węża, tego węża, którego Matka Boża miażdży, węża z otwartą paszczą i wystającym językiem. Dobrze będzie przyjrzeć się, jak wygląda wspólnota chrześcijańska, która nie strzeże Ducha Świętego ze słodyczą i szacunkiem: jest jak ten wąż, z tak długim językiem… Pewien proboszcz powiedział mi kiedyś, mówiąc na ten temat: „W mojej parafii są tacy, którzy mogą przyjmować komunię przez drzwi: z językiem, który mają, mogą dosięgnąć ołtarza!”. Niektórzy z was mogą powiedzieć: „Ależ Ojcze, Ty, zawsze z tym samym argumentem!…”. Ale to jest prawda! To nas niszczy! I musimy strzec się Ducha Świętego…, a nie tego, czego uczy nas wąż – diabeł.
Proszę mi wybaczyć, że zawsze do tego wracam, ale uważam, że to jest wróg, który niszczy nasze społeczności: gadanina. Może dobrze ci zrobi, nie dziś – kiedyś, kiedyś indziej – kiedy pójdziesz pozdrowić Matkę Bożą, spojrzeć trochę w dół i zobaczyć ten język [węża] i powiedzieć Matce Bożej: „Matko Boża, ratuj mnie: nie tak chcę być”. Chcę strzec Ducha Świętego tak, jak Ty Go strzegłeś”. Strzegła Ducha Świętego, który przyszedł i uczynił Ją matką Syna Bożego.
Siostry i bracia, naprawdę: to rani moje serce; to tak, jakbyśmy rzucali w siebie kamieniami. A diabeł się cieszy: to jest karnawał dla diabła! Prośmy o tę łaskę: abyśmy strzegli Ducha Świętego, który jest w nas. Nie zasmucajmy go, jak mówi Apostoł Paweł. Nie zasmucajmy go. I niech nasza postawa wobec wszystkich – chrześcijan i niechrześcijan – będzie postawą łagodności i szacunku, ponieważ Duch Święty tak właśnie postępuje z nami: z łagodnością i szacunkiem.